Zniewolone misie
"Tańczące niedźwiedzie", Witold
Szabłowski, Wydawnictwo Agora, 2014 rok.
Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze
niedawno, w XXI wieku, w Bułgarii, kraju członkowskim Unii Europejskiej, można
było spotkać tańczące niedźwiedzie. Czy ktoś z nas je widział, gdy „zabawiały”
turystów na plażach od Warny do Złotych Piasków? A może jechał w ich
towarzystwie w miejskim tramwaju lub zjadł posiłek w restauracji? Tresowali je
Cyganie, całe rodziny żyły ze sztuczek wykonywanych przez misie, od tańca,
poprzez akrobatyczne i sytuacyjne wyczyny, po całowanie w rękę i masaż stóp. Z
holką, czyli metalowym prętem w nosie – najczulszym punkcie w ciele
niedźwiedzia - wbitym po rozgrzaniu nad płomieniem przez swego pana. A z
drugiej strony opowieści niedźwiedników o tym, jak bardzo swoich podopiecznych
kochają i traktują niczym członków rodziny. Żyją z nimi po trzydzieści lat,
wychowują z dziećmi i wnukami. Dają chleb, słodycze i upijają rakiją – we własnym
mniemaniu dzielą się więc tym, co najlepsze, choć to nie jest „niedźwiedzia” dieta
i weterynarze załamują ręce. Jako pierwsze słowo ciśnie się na usta „barbarzyństwo”,
po wysłuchaniu opowiadań „niedźwiedzich rodzin” również „miłość”, „niepojęte
przywiązanie”, ale i „oszustwo”. Bo nie wszyscy kochali, choć głośno o tym
krzyczą, a dręczyli bez wyjątku. Kiedy Bułgaria weszła do UE powstała
organizacja mająca na celu zwrócenie wolności tresowanym zwierzętom. Opis dramatycznych
scen odbierania ich właścicielom, przeniesienie do rezerwatu marzeń i tego co
działo się później, i z niedźwiedziami, i z ludźmi. Tylko nieliczni potrafili z
tej nagle danej wolności skorzystać. Reszta zagubiła się i zmarniała. Ludzie
podzielili los zwierząt. Co siedzi w głowie niedźwiedzia, a co w głowie niedźwiednika?
A w naszych, zupełnie już inaczej świadomych życiowo i ekologicznie? Czy jest
gdzieś wspólny mianownik? Zbiór reportaży Witolda Szabłowskiego – do przeczytania
koniecznie!
Komentarze
Prześlij komentarz