Przerwany rejs
"Siedem dalekich rejsów", Leopold
Tyrmand, Wydawnictwo Czytelnik, 1992 rok.
Z tą książką wiążę się ciekawa historia,
nieodosobniona niestety w czasach, gdy powstawała, czyli w latach
pięćdziesiątych XX wieku. Autor długo zwlekał z jej wydaniem, słusznie
przypuszczając, iż spotka się ono z oporem komunistycznej cenzury. Kiedy w
końcu się na to zdecydował w istocie tak się stało, choć powieść została
wydrukowana, nie wypuszczono jej na rynek pod zarzutem szerzenia pornografii i
obrony inicjatywy prywatnej. Do rąk czytelników trafiła wiele lat później.
Kiedy dziś czytamy tą delikatną historię, z której przebija ironiczna sympatia
dla kilku drobnych przedsiębiorców, czekających na nieuchronny
kres swojej działalności oraz subtelna opowieść o rodzących się między ludźmi
uczuciach, okraszona kilkoma w gruncie rzeczy zawoalowanymi scenami
erotycznymi, zastanawiamy się, o co właściwie chodziło? Jak daleko posunięte
były granice absurdu? I tym bardziej cenimy dar, jakim jest wolność słowa.
Mnie osobiście urzekła opowieść o
właścicielu baru, który chętnie podawał gościom francuski koniak, duńską
okowitę i zagraniczny armagnac, nalewając go ze stosownych butelek i pobierając
odpowiednio wysokie i zróżnicowane opłaty, podczas gdy ich zawartość stanowiła
czysta wódka. Wiedział o tym on i wiedzieli jego klienci, chętnie jednak
przepłacali z tę ułudę namiastki światowego luksusu i możliwości wyboru.
Powieść ujmująca, pełna inteligentnych dialogów, świetnie narysowanych postaci,
oddająca nastrój tamtych czasów, gęstniejącego oddechu komunizmu, złożoność
relacji międzyludzkich i klimat powojennego Darłowa, które za chwilę miało utracić
resztki łączności ze światem. Warto za pośrednictwem jej kart odbyć krótką, frapującą
podróż na Wybrzeże lat czterdziestych, wbrew przebrzmiałym zakazom tamtych, wtedy
mocnych, którzy decydowali o losach pisarzy i rujnowali życie wielu innym, a o
których dziś nikt już nie pamięta.
Komentarze
Prześlij komentarz