"Bieguni", Olga Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie, 2018 rok. Międzynarodowa Nagroda Bookera 2018.
Powieść została wydana po raz pierwszy w 2007 roku, w 2008 uhonorowana Nagrodą Literacką Nike. Kiedy ogłoszono, że zdobyła Bookera, pobiegłam do księgarni, jak się okazuje nie ja jedna, bo książka przez ładnych kilka dni nie była nigdzie dostępna. Wielki sukces Olgi Tokarczuk i polskiej literatury współczesnej. Kiedy zaczęłam czytać, uświadomiłam sobie, że częściowo ją znam, a w pewnej mierze jest dla mnie nowością. Sięgnęłam po nią dawno temu, i po wybiórczym zapoznaniu się z kilkoma rozdziałami – odłożyłam. Nie bardzo wiedziałam czemu, ale po przeczytaniu tym razem od deski do deski – już rozumiem. W powieści sporo miejsca poświęcono preparowaniu zwłok, wyniesionemu do rangi sztuki. Kilka scen jest naprawdę wstrząsających i malowniczych, niestety. A ja takiej medycznej, drobiazgowej, naturalistycznej tematyki po prostu nie lubię i bardzo trudno jest mi przez nią przebrnąć. Spotkałam się też z licznymi recenzjami mówiącymi o tym, że tematyka doskonale wpisuje się w obecny kryzys migracyjny. To kolejna rzecz, której się nie dopatrzyłam. Owszem, bohaterów łączy fakt przemieszczania się i odbywania bliższych i dalszych podróży, tytułowi „Bieguni” to ludzie, którzy wierzą, że dla odpędzenia zła trzeba być w ciągłym ruchu - te interpretacje są jednak w moim odczuciu zbyt daleko idące. Głęboko i prawdziwie przedstawieni psychologicznie bohaterowie, oderwane historie, niektóre głęboko poruszające, splecione w pozornie nieco bezładną mozaikę. Mnie zostało w głowie opowiadanie o Annuszce opiekującej się niepełnosprawnym synem. Dryfujemy po różnych miejscach, sytuacjach i czasach. Jak zawsze u Olgi Tokarczuk – nie ma co się porywać na opowiadanie treści, jest zbyt bogata, wielowątkowa i wielowarstwowa – trzeba przeczytać.

Komentarze

Popularne posty