Moc kobiety
"Przesunąć horyzont", Martyna
Wojciechowska, Wydawnictwo Otwarte, 2006 rok.
To moja ulubiona książka Martyny
Wojciechowskiej, wydana chyba na chwilę przed tym, kiedy dzięki wieloletniej katorżniczej
pracy, brawurowej odwadze i wielkiemu sercu stała się kobietą-instytucją
czyniącą mnóstwo dobra i nagłaśniającą ukryte problemy współczesnego świata,
zwłaszcza te przypadające w udziale kobietom żyjącym w różnych szerokościach geograficznych.
Szczególna dlatego, że pokazuje jak po załamaniu psychicznym spowodowanym śmiercią
przyjaciela i ze złamanym kręgosłupem można zdobyć Mount Everest. Czyli, drogie
Panie i drodzy Panowie, jak można wszystko. Jest dziennikiem, zapisem zmagań na
płaszczyźnie mentalnej i fizycznej, zbiorem przemyśleń. W fazie walki o życie
opisy stają się biologiczne, jak u innych himalaistów, bo takie właśnie są, do
tego się sprowadzają. Martyna Wojciechowska, dziennikarka, podróżniczka,
miłośniczka samochodowej jazdy rajdowej i sportów ekstremalnych nie jest typową
kobietą, o co to, to nie! Podziwiając ją ludzie jednocześnie często zadają podejrzliwe
pytanie (choć chyba nie bardzo mają do tego prawo) o egoizm, polegający na
nieustannym świadomym narażaniu się, podczas gdy jest mamą małej córeczki.
Chciałabym to też pomiędzy samą sobą a Panią Martyną rozstrzygnąć. Ja,
matka-kwoka rzeczywiście tej ceny determinacji nie rozumiem ani nie akceptuję,
chylę jednak przed nią czoła za to, że pozostała sobą w świecie zdominowanym
przez kobiety podobne do mnie. No i czy nas dla odmiany byłoby stać na przykład
na pokochanie i adopcję afrykańskich dzieci dramatycznie, niewyobrażalnie jak
na warunki europejskie skrzywdzonych przez los? Może więc, szanując
ograniczenia i różnice, niech każdy z nas zbawia świat po swojemu…



Komentarze
Prześlij komentarz